- Drukuj
- 30 wrz 2019
- Bez kategorii
PrzeglÄ
dajÄ
c „GazetÄ WyborczÄ
”, wspomnienia niektórych aktorów i reĹźyserów, a takĹźe PRL-owskich bossów od kultury – moĹźna by uĹoĹźyÄ opowieĹÄ o „strasznej Czarnej Sotni kultury polskiej”. StanowiĹyby jÄ
: Teatr Jednego Aktora EREF-66, „Hubal”, ZespóĹ Filmowy PROFIL, Teatr Ludowy w Nowej Hucie (w latach 1974-80), „Zamach Stanu”, ZespóĹ Filmowy KRAKÓW… W szczególny sposób ĹÄ
czyĹ Pan te wszystkie przedsiÄwziÄcia i inicjatywy? Czym zasĹuĹźyĹ Pan na tak ĹźywÄ
pamiÄÄ Michnika, Tejchmy, Wajdy i innych?
- W gazetach i tzw. mediach plecie kto chce i co chce, jeĹli mu tylko na to pozwolÄ
. Cenzura „demokratycznie siÄ zdecentralizowaĹa”, przeniosĹa siÄ z ulicy Mysiej w Warszawie do mózgów poszczególnych redaktorów naczelnych, a ci dokĹadnie wiedzÄ
co wolno a co nie, jakie naleĹźy wyraĹźaÄ opinie, aby utrzymaÄ siÄ na znaczÄ
cym stoĹku. DziĹ dziennikarstwo jest zawodem solidnie sprostytuowanym. NiewaĹźne co jest prawdÄ
, naleĹźy tak pisaÄ, by siÄ nie naraziÄ kolesiom z etosu, ich nieopanowanej, nieznanej chrzeĹcijaĹstwu nienawiĹci. Niech sobie polski papieĹź mówi o miĹosierdziu, zgodzie narodowej, miĹoĹci – nic z tego nie wyniknie. PapieĹź wyjechaĹ, moĹźna spokojnie do szuflad odĹoĹźyÄ okazjonalne akcesoria: róĹźaĹce, Ewangelie, ksiÄ
Ĺźeczki do modlenia i z dobrym, katolickim samopoczuciem, spokojnym sumieniem wróciÄ do wykoĹlawiania prawdy, popluwania na tych, dla których Polska zawsze bÄdzie niewymienialnÄ
ojczyznaÄ
, nawet wtedy, gdy siÄ utopi w lochach Wspólnej Europy.
Wymienia Pan trzy nazwiska. Pana Michnika nie znam osobiĹcie, z towarzyszem TejchmÄ raz wymieniĹem uĹcisk dĹoni, gdy przypinaĹ mi KrzyĹź Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, a z panem WajdÄ spotkaliĹmy siÄ kilkakrotnie na planach filmowych, kolaudacjach czy przy wspólnym stole szefów ZespoĹów Filmowych. Nie wymienialiĹmy poglÄ dów, nie znamy siÄ, nic o swoim myĹleniu nie wiemy. JeĹli to wĹaĹnie oni zaliczajÄ mnie do „strasznej Czarnej Sotni kultury polskiej” to znaczy, Ĺźe naleĹźy im pogratulowaÄ wyobraĹşni, bo co by siÄ nie powiedziaĹo – wyobraĹşnia to rzecz cenna.
EREF-66 to pisane i wystawiane przez Pana sztuki o sprawach narodowych. Zarzucano Panu antygermanizm i antysemityzm. SkÄ
d dobór tak waĹźkich tematów Pana dzieĹ?
- Helmut Kohl powiedziaĹ ponoÄ, Ĺźe o ziemiach po wojnie przez Polaków odzyskanych naleĹźy pamiÄtaÄ, myĹleÄ, lecz nie naleĹźy o nich mówiÄ. RzeczywiĹcie, zrobiĹem dwa spektakle w historycznej panoramie mówiÄ
ce o stosunkach polsko-niemieckich. „Raport z Monachium” Andrzeja Brychta odbiĹ siÄ szerokim echem, staĹ siÄ wydarzeniem kulturalnym w kraju, co ĹwiadczyĹo równieĹź o ówczesnym zapotrzebowaniu na taki temat. „Timeo Danaos” – tekst czÄĹciowo wĹasny, czÄĹciowo oparty na XV-wiecznych traktatach politycznych PawĹa WĹodkowica wygĹoszonych na Soborze w Konstancji. Okazja wtedy byĹa, bo wĹaĹnie GomuĹka podpisaĹ istotny traktat z Niemcami. Po prostu, przypomniaĹem na tÄ okolicznoĹÄ, Ĺźe pierwsze hasĹo eksterminacji Polaków padĹo na poczÄ
tku XV wieku. WygĹosiĹ je dominikanin Jan Falkenberg, a brzmiaĹo ono: „Polonorum et eorum Regis exterminationem”, czyli „Polaków i ich króla wyrĹźnÄ
Ä!”. ChciaĹem wówczas popsuÄ nieco prasowÄ
radoĹÄ z okazji kolejnego, w perspektywie maĹo znaczÄ
cego gomuĹkowskiego osiÄ
gniÄcia. Oba spektakle nie byĹy „antygermaĹskie”. Z naiwnÄ
prostotÄ
mówiĹy jak byĹo, nic wiÄcej!
Otoczka „antysemityzmu” wokóĹ mojej osoby wziÄĹa siÄ ze spektaklu „Ja i mój brat”. Wrzeszczeli wówczas ci, którzy na oczy tego przedstawienia nie widzieli; mówiĹ on o martyrologii Ĺźydów, podkreĹlaĹ z szacunkiem i gĹÄbokim zrozumieniem tragediÄ eksterminowanego narodu i ukazywaĹ we wĹaĹciwym Ĺwietle dziaĹalnoĹÄ Ĺźydowskiego gestapo, policji Ĺźydowskiej, tzw. Trzynastki Gancwajcha. Tekst ten oparĹem na sprawdzonych dokumentach, tych samych, którymi posĹuĹźyĹ siÄ minister WĹadysĹaw Bartoszewski, gdy wespóĹ z ZofiÄ LewinównÄ pisaĹ ksiÄ ĹźkÄ „Ten jest z ojczyzny mojej”. Nigdy nie sĹyszaĹem, Ĺźeby Bartoszewskiemu zarzucano antysemityzm… Widocznie do mówienia prawdy wyznacza siÄ odpowiednie osoby, inaczej tej nagonki nie potrafiÄ wytĹumaczyÄ.
Bohdan PorÄba wspomina, Ĺźe Pana osoba byĹa jednym z gĹównych powodów ataków na „Hubala”. Jak Pan wspomina pracÄ nad filmem, który wspóĹtworzyĹ, a który odegraĹ tak wielkÄ
rolÄ w Ĺźyciu i kulturze Narodu?
- To prawda. Obaj z PorÄbÄ
mieliĹmy spore kĹopoty, walczyliĹmy ostro, bo byĹo warto. „Hubal” miaĹ tak wielkie powodzenie nie tylko z powodu dobrze zagranej roli. Znaczenie tego filmu polega na tym, Ĺźe przeciwstawiĹ siÄ tzw. „polskiej szkole filmowej”, szkole przeĹmiewców i szyderców, tych, którzy kpili z bohaterstwa narodu polskiego. UczyĹ szacunku, zachowania w pamiÄci i dobrej sĹawie tych, którzy oddali za nas Ĺźycie. Dlatego rzucano nam kĹody pod nogi. Widocznie jednak Ĺapska mieli za krótkie, bo nie dali rady i „Hubal” powstaĹ.
MnoĹźyĹy siÄ przeciw Panu ataki. W 1976 r. Czeczot opublikowaĹ w „Literaturze” Pana karykaturÄ w stroju esesmana – skoĹczyĹo siÄ sÄ
dem. Gdy Wajda pisaĹ w „Ekranie”, Ĺźe wiÄkszoĹÄ Polaków to antysemici – dawano jako przykĹad Pana, „anty-WajdÄ”. W swych „Kulisach dymisji” minister Tejchma wspomina, Ĺźe atakowaĹo Pana zarówno kierownictwo Teatru Starego, jak i sekretarz KW Drapich. Niedawno obecny dyrektor Teatru Ludowego w Nowej Hucie i radny Unii WolnoĹci, Jerzy Fedorowicz tĹumaczyĹ siÄ „Gazecie Wyborczej” z „ciemnego okresu w historii sceny”, gdy kierowaĹ niÄ
„polski nazi” – Filipski… Pan teĹź odgryzaĹ siÄ oponentom?
- Tak, odbyĹ siÄ proces w Warszawie. Nie wycofaĹem siÄ z niczego, mimo próĹb Gierka, przekazywanych mi przez Ĺukaszewicza. Próbowali ze mnie zrobiÄ faszystÄ, proces przegrali, mimo, Ĺźe przeciwko mojemu prywatnemu oskarĹźeniu stanÄ
Ĺ póĹşniejszy premier Jan Olszewski, wówczas w nieco innym… garniturze. ZapĹacili sporo pieniÄdzy na Centrum Zdrowia Dziecka. Ot, zabawne wspomnienie, nic wiÄcej… Ataki na mnie kierownictwa Teatru Starego? O niczym takim nie sĹyszaĹem. OdszedĹem sam, na wĹasne ĹźÄ
danie, mimo, Ĺźe Zygmunt Hübner usiĹowaĹ mnie zatrzymaÄ. RównieĹź nic mi nie wiadomo o atakach sekretarza Drapicha. Wita Drapicha wspominam z szacunkiem, wiÄcej on miaĹ kĹopotów ze mnÄ
niĹź ja z nim. Drapich nie miaĹ wtedy Ĺatwego Ĺźycia w tamtych czasach. DziÄki takim jak on Polska byĹa mniej czerwona niĹź mogĹa byÄ. DziÄki niemu mogĹa dziaĹaÄ i Piwnica pod Baranami i eref-66. DziĹ to niemodne dobrze mówiÄ o sekretarzu Komitetu Wojewódzkiego. Jednak czyniÄ to z ludzkiego obowiÄ
zku, aby choÄ w ten sposób daÄ Ĺwiadectwo prawdzie.
W PaĹskim obszernym pytaniu znalazĹo siÄ takĹźe nazwisko dyrektora Teatru Ludowego w Nowej Hucie, Fedorowicza, który powiedziaĹ o mnie – o czym nie wiedziaĹem – „polski nazi”. ZabolaĹo!
Gdy anonimowi szczekacze z warszawskiej elitki przypinajÄ
mi róĹźnego rodzaju Ĺatki – nie siÄga to nawet moich butów, lecz gdy mówi to Fedorowicz, którego od dziecka znam dobrze, a i on powinien wiele o mnie wiedzieÄ – to boli! PrzyjaĹşniĹem siÄ z jego ojcem, Eugeniuszem. CzterdzieĹci lat temu, w krakowskim Teatrze RozmaitoĹci grywaliĹmy razem wiele razy. PrzesiadywaliĹmy w teatralnym bufecie, wspominali okupacjÄ niemieckÄ
. OpowiadaĹem mu jak we Lwowie puchĹy mi nogi z gĹodu, jak mi faszyĹci ojca z domu wyciÄ
gali. On mi mówiĹ o swoim oddziale akowskim na Podlasiu, jak rozbijaĹ banki i poczty niemieckie; jak za stalinowskich czasów, na Ziemiach Zachodnich ukrywaĹ siÄ przed bezpiekÄ
pod zmienionym nazwiskiem. Gdy umieraĹ bywaĹem przy ĹoĹźu jego Ĺmierci codziennie, a dziĹ jego syn mówi o mnie „nazi”… CóĹź, dyrektor Fedorowicz jest aktorem sĹabiutkim, do dziĹ nie pozbyĹ siÄ regionalnego akcentu, gada jak „chĹopaki ze ZwierzyĹca czy Kleporza”. Jako reĹźyser teĹź niczym specjalnie siÄ nie zaznaczyĹ; Ĺźeby sobie zasĹuĹźyÄ na benefis u towarzysza JasiĹskiego musi siÄ wspinaÄ po czyichĹ plecach, najlepiej po plecach przyjaciela jego ojca. Takich synów majÄ
dzisiaj akowcy!
O „Zamachu Stanu” pisano, Ĺźe „dobrze w nim pokazano tylko endeków i komunistów”. Obrazili siÄ tak czciciele marszaĹka, jak i ówczeĹni oficjalni historycy. Efekt – do dziĹ blokada na ekranach telewizyjnych. Znowu wiÄc – czy warto byĹo iĹÄ przeciw wszystkim?
- W „Zamachu Stanu” jest tylko jedna scena Komunistycznej Partii Polski, zresztÄ
w treĹci naĹwietlona pejoratywnie. Zwrócono na niÄ
uwagÄ pewnie dlatego, Ĺźe scenÄ tÄ znakomicie zagrali zaproszeni przeze mnie aktorzy z Teatru Ĺťydowskiego. JeĹli chodzi o endeków, pewnie boli scena, w której oficerowie nasĹani przez marszaĹka, pobili ministra Zdziechowskiego, bo udowodniĹ na Komisji BudĹźetowej, Ĺźe PiĹsudski ukradĹ 8 milionów dla BBWR-u.
MiÄdzy innymi przez sprawÄ „Zamachu Stanu” rozbito ZespóĹ Filmowy KRAKÓW. Tym razem, obok Pana, gĹównym obiektem ataków byĹ Ryszard Gontarz. Po okresach Tejchmy i Ĺukaszewicza/Wilhelmiego, na czas „SolidarnoĹci” dyktaturÄ nad kinematografiÄ
przejmowaĹ Andrzej Wajda. Czym wyróĹźniaĹy siÄ te „demokratyczne i liberalne” rzÄ
dy?
- ZespóĹ Filmowy KRAKÓW ĹźyĹ krótko. PowstaĹ jeden film fabularny i piÄÄ telewizyjnych, które do dziĹ leĹźÄ
na póĹkach – i oczywiĹcie telewizyjny „Zamach Stanu”. Ataki na ten film byĹy raczej mizerne, bo „Zamach…” merytorycznie przygotowany byĹ nienagannie. O specjalnych atakach na scenarzystÄ, Ryszarda Gontarza, nic nie wiem. Gontarz byĹ atakowany za publicystycznÄ
dziaĹalnoĹÄ w marcu 1968 r. Mówi Pan, Ĺźe dyktaturÄ nad kinematografiÄ
po Tejchmie, Ĺukaszewiczu przejÄ
Ĺ Andrzej Wajda. SÄ
dzÄ, Ĺźe Pan siÄ myli. Andrzej Wajda rzÄ
dziĹ kinematografiÄ
za komuny i rzÄ
dzi teraz.
CezurÄ
dla wielu dzisiejszych artystów – jest okres tzw. „Bojkotu” Co i z kim robili wczeĹniej – ma zostaÄ zapomniane wobec ich solidarnoĹciowego oczyszczenia. Za to skazani majÄ
byÄ wszyscy, którzy w tej szopce nie uczestniczyli. Jak Pan pamiÄta tamten czas?
- Ma Pan racjÄ. Bojkot aktorów byĹ szopkÄ
. Komedianci chcieli sobie choÄ przez chwilÄ pograÄ bohaterów – w Ĺźyciu, nie na scenie. W proteĹcie „SolidarnoĹci” chodziĹo o chleb, wolnoĹÄ sĹowa, zrzucenie kajdan uzaleĹźniajÄ
cych kraj od obcego mocarstwa. Bojkot aktorów byĹ o tyle gĹoĹny, ile go wywrzeszczeli sami aktorzy. Aktoreczka, której popiersie stoi w gabinecie prezesa ZASP-u powiedziaĹa z wdziÄkiem, Ĺźe skoĹczyĹ siÄ w Polsce komunizm. Jak mogĹo siÄ skoĹczyÄ coĹ, czego w Polsce nigdy nie byĹo. DziĹ juĹź siÄ nie pamiÄta, Ĺźe to wĹaĹnie przyjaciele: Amerykanie i Anglicy wepchnÄli nas w Ĺapy Stalina. A my? My we wspólnym bloku „komunistycznej” biedy odbudowaliĹmy z powojennych gruzów kraj, na tyle, ile starczyĹo siĹ dbaliĹmy o wyksztaĹcenie dzieci, ich zdrowie, o jakÄ
takÄ
pracÄ dla wszystkich, chroniliĹmy wiarÄ i patriotyzm. MyĹlÄ, Ĺźe wiÄksza chwaĹa niĹź protestowi „SolidarnoĹci” naleĹźy siÄ narodowi polskiemu, KoĹcioĹowi, takim ludziom jak kardynaĹ WyszyĹski. PotrafiliĹmy przetrwaÄ, nie daliĹmy siÄ zdusiÄ, Ĺźadnej urawniĹowki nie byĹo, boĹmy siÄ nie dali. A Pan mi kaĹźe wspominaÄ bojkot aktorów… O czym tu mówiÄ, o bojkocie pajaców?
Sytuacja siÄ odwróciĹa. Na artystycznÄ
ĹmierÄ i zapomnienie skazano wszystkich „splamionych wspóĹpracÄ
” z Panem, z PorÄbÄ
. Pan teĹź zniknÄ
Ĺ z ekranu i sceny. Jak siÄ Pan czuje ĹźyjÄ
c z tym wyrokiem?
- Sam odszedĹem, sam wydaĹem na siebie wyrok, nie mam do nikogo Ĺźalu. DzisiejszÄ
rzeczywistoĹÄ opisujÄ
twórcy o miernych talentach. MajÄ
staro-nowe ukĹady, wiÄc tnÄ
sprawdzone autorytety, bo na ich tle nie mogliby bĹyszczeÄ. Wystarczy porównaÄ treĹÄ, styl, intelekt Ĺťukrowskiego, DobraczyĹskiego z banalistykÄ
Szczypiorskiego, by zrozumieÄ w czym tkwi sedno odsyĹania w zapomnienia wielkich naszej wspóĹczesnej literatury. Peerelowski okres byĹ zĹotym okresem dla kultury polskiej. JeĹli twórca nie tykaĹ „kierowniczej roli partii” i „dozgonnej przyjaĹşni ze ZwiÄ
zkiem Radzieckim”, jeĹli byĹ inteligentny mógĹ pisaÄ, tworzyÄ, mówiÄ o wszystkim. I tworzyli! Konwiccy, Szczypiorscy, Szymborskie. Ta ostatnia nieco mniej, bo przez 50 lat (jeĹli nie liczyÄ twórczoĹci stalinowskiej) wyszĹo spod jej pióra póĹtora wiersza. Jak sÄ
dzÄ, nie z powodu przeĹladowaĹ, raczej z okresowej niemocy twórczej.
Nie zrezygnowaĹ Pan ze sztuki. OpublikowaĹ Pan pierwszÄ
powieĹÄ, „Mzehomo”. Czy podróĹź w gĹÄ
b czĹowieka i czĹowieczeĹstwo to efekt odwrócenia siÄ od spraw publicznych?
- Moja powieĹÄ mówi o ginÄ
cej ziemi i czĹowieku jakim jest teraz. Mówi takĹźe o poszukiwaniu nowej idei, gdyĹź – nie tylko moim zdaniem – Ĺwiat zachodni, kultura zachodnia – chyli siÄ ku upadkowi. Demokracje takie, jakie sÄ
w poszczególnych paĹstwach – nie wytrzymujÄ
próby XXI wieku. Administracyjne, siĹowe scalanie paĹstw nic dobrego nie przyniesie. BaĹkany i Kaukaz sÄ
tego przykĹadem. PodróĹź w gĹÄ
b czĹowieka i czĹowieczeĹstwa powoduje wnikliwsze i precyzyjniejsze widzenie doczesnych spraw publicznych, a nie odwracanie siÄ od nich.
Kilkakrotnie spodziewano siÄ, Ĺźe zajmie siÄ Pan politykÄ
, Ĺźe znajdziemy Pana na listach wyborczych. Nie zdecydowaĹ siÄ Pan na taki krok. Czemu? Czy zmieni Pan zdanie?
- Nigdy nie piastowaĹem waĹźnych stanowisk politycznych, mimo Ĺźe politykÄ nieco znam. DziĹ tym bardziej nie mam zamiaru uczestniczenia czynnego w polityce. Nie nadajÄ siÄ do tego. Jestem zbyt radykalny i zbyt sentymentalny. Te cechy wykluczajÄ
skuteczne polityczne dziaĹanie. Zawsze zdawaĹem sobie z tego sprawÄ.
ByĹ Pan czĹonkiem PZPR. Nie miaĹ Pan tam Ĺatwego Ĺźycia. Starano siÄ Pana marginalizowaÄ, próbowano odsunÄ
Ä choÄby od delegowania na VII Zjazd. Podobne problemy miaĹo wiele Ĺrodowisk – jak GRUNWALD, pisma „RzeczywistoĹÄ”, „PĹomienie”, Klub WARSZAWA-80. DziĹ równieĹź chyba nie znalazĹoby siÄ dla Pana miejsce w SLD-owskim nurcie lewicy. Jak Pan ocenia swojÄ
dziaĹalnoĹÄ w Partii i obecny ksztaĹt lewicy?
- ByĹem w PZPR i cóĹź z tego? SekretarzowaĹ w tej partii Geremek, pracowaĹ w KC Balcerowicz i jakoĹ to nikomu nie przeszkadza. O moim dobrym imieniu Ĺwiadczy mój twórczoĹÄ, z niej nietrudno odczytaÄ jakie byĹo moje myĹlenie. Nie odsuniÄto mnie z delegowania na VII Zjazd [8–12 grudnia 1975 – KR]. ZĹoĹźyĹem wtedy do protokoĹu wystÄ
pienie oceniajÄ
ce bardzo krytycznie politykÄ kulturalnÄ
wĹadz PRL i osobistÄ
kulturÄ niektórych przedstawicieli wĹadzy. Wbrew statutowi przemówienie ocenzurowano, nie wydrukowano go w codziennym biuletynie Zjazdu. ZĹoĹźyĹem protest, byĹo trochÄ zamieszania.
Do GRUNWALDU nigdy nie naleĹźaĹem, nie wiem nawet jaki jest adres tej instytucji i czy w ogóle jeszcze dziaĹa. Znam kilku czĹonków tej organizacji, skÄ
d inÄ
d bardzo przyzwoitych ludzi. Nie miaĹem teĹź stycznoĹci z „RzeczywistoĹciÄ
” i „PĹomieniami”, nie interesowaĹem siÄ tym, mieszkaĹem wtedy na Woli, bywaĹem natomiast na Klubie WARSZAWA-80, przysĹuchiwaĹem siÄ dyskusjom. Wtedy byĹ jeszcze czas, Ĺźe moĹźna byĹo pomarzyÄ o zmianach, o inwentaryzacji Polski, stworzyÄ plan zmiany ustroju, prywatyzacji – ale takiej, która pozostawi w rÄkach paĹstwa kluczowe gaĹÄzi gospodarki, by paĹstwo mogĹo zarabiaÄ w przyszĹoĹci, a nie, jak dziĹ wĹadzy tych, którzy koniecznoĹci zmian nie rozumieli. Nie brakowaĹo do tego ludzi ani odwagi, jednak zbyt wielki byĹ nacisk z Zachodu, za duĹźe stamtÄ
d pĹynÄĹy pieniÄ
dze by mogĹo siÄ udaÄ. DziĹ lepiej to rozumiemy. Wystarczy popatrzeÄ na Chiny. ChiĹczycy teĹź kiedyĹ czerwonÄ
szmatÄ zdejmÄ
z masztu, ale bÄdÄ
juĹź mieli zagospodarowany kraj, a nie rozwalony, rozprzedany i wygĹodzony jak nasz. To zabawne, za Peerelu nie zawsze „byt okreĹlaĹ ĹwiadomoĹÄ”, ludzie walczyli o wolnoĹÄ sĹowa, wyznania, o swoje osobiste prawa. A dziĹ „byt okreĹla ĹwiadomoĹÄ” zarówno tego, który siÄ nachapaĹ i siedzi na skradzionych pieniÄ
dzach, jak i tego, który nie ma co do gÄby wĹoĹźyÄ. MÄ
dry Polak po szkodzie!
Pyta Pan o ksztaĹt SLD, o ksztaĹt lewicy. (…) PodstawÄ programu lewicy z natury rzeczy musi byÄ dbanie o sprawy socjalne narodu. DziĹ jest to punkt kluczowy (…). PrzecieĹź caĹy plan Balcerowicza opiera siÄ klasycznym sofizmacie: „Im wiÄcej zabiorÄ obywatelom – tym bÄdÄ bogatsi; im wiÄcej majÄ tku narodowego oddam w obce rÄce – tym silniejsze bÄdzie paĹstwo”. To jest wĹaĹnie bĹÄ d logiczny – czyli „bĹşdzina”! Dialektyka gorsza od marksistowskiej! (…) Tyle, panie Konradzie. Przypuszczam, Ĺźe redakcja tego wywiadu nie wydrukuje. JeĹli jednak tak, to z pewnoĹciÄ narodowcy wrzasnÄ : Filipski znowu sczerwieniaĹ! A caĹa reszta posÄ dzi mnie o nacjonalizm. OdpowiadaÄ adwersarzom nie bÄdÄ bo jestem za mÄ dry, a baÄ siÄ ich nie mogÄ, bo jestem za stary…
DziÄkujÄ i trzymam zakĹad – wywiad bÄdzie wydrukowany!
OczywiĹcie wygraĹem ten zakĹad. Wywiad ukazaĹ siÄ w 37 numerze tygodnika „MyĹl Polska” z 1999 roku.
Sam Ryszard Filipski pojawiĹ siÄ znów w kilku serialach i filmach reĹźyserów, którzy mniej byli uzaleĹźnieni od dawnych zakazów i obowiÄ zków, nakĹadanych przez „Ĺrodowisko”. Do dziĹ jednak, do swych 85-tych urodzin jeden z najwybitniejszych polskich aktorów pozostaje wyrzutem sumienia i dowodem, Ĺźe o ile za tzw. „komuny” moĹźna byĹo robiÄ sztukÄ polskÄ – o tyle w „demokratyczne” III RP jest to juĹź niemal caĹkowicie niemoĹźliwe.
Dzial:
ĹšródĹo: http://www.mysl-polska.pl/1976
Dobre stare polskie kino...
Link do filmu "Zamach stanu" >>
Ryszard Filipski. Kadr z filmu "Hubal"