Nawigacja
ZA CO ZGINĘLI UKRAIŃCY?

 


Redakcja
00-867 Warszawa ul. Chłodna 31
Zespół redakcyjny; Władysław Filar - redaktor naczelny,
Tadeusz Wolak - redaktor, Stanisław Biskupski - redaktor
Projekt okładki i odznaki dywizyjnej:
Jerzy Dąbrowski ISSN 1234-0944
Wydawca:
Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej,  Okręg Wołyński, 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK
00-867 Warszawa ul. Chłodna 31
Wydanie publikacji dofinansowane przez Komitet Badań Naukowych
Druk i oprawa: Zakład Poligrafii
ul. Ogrodowa 51 00-873 WARSZAWA

 

 

 

 

 

 

 



ZA CO ZGINĘLI UKRAIŃCY?

W Tygodniku Polski Wschodniej -Magazyn Kresowy Nr 6 w 1966 r. zmieścił artykuł „ZA CO ZGINĘLI UKRAIŃCY", w odpowiedzi historykowi Daszkiewiczowi i nie tylko jemu - czy Polacy zlikwidowali inteligencję ukraińską? Mało znane karty z dziejów współpracy Ukraińców z Niemcami, o popach, wysiedleniach i bojówkach SS Galizien.
Na łamach „Gazety Wyborczej", pod redakcją Adama Michnika, przetoczyła się, w ciągu kilku ostatnich miesięcy ubiegłego roku, dyskusja polsko - ukraińska w postaci wielu artykułów prasowych „Szukanie prawdy - Wołyń".
Dyskusja ta dotyczyła w ogóle stosunków polsko - ukraińskich, a w szczególności wprost niewyobrażalnych mordów dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej, zamieszkującej od wieków Kresy Wschodnie.
Publikacje wykazały jak wielkie są rozbieżności w ocenie tych okrutnych wydarzeń dokonanych przez niektórych historyków" ukraińskich, którzy wręcz usprawiedliwiają fizyczną likwidację niewinnych ludzi, pozbawienie ich najświętszej wartości jaką jest życie człowieka. Koronnym zarzutem w stosunku do strony polskiej, legalnej władzy Państwa Polskiego pod okupacją niemiecka i bolszewicką, jest częste powtarzanie, że to właśnie od naszej Chełmszczyzny, w skład której wchodziło dzisiejsze województwo zamojskie, zaczęła się w odwecie ukraińskim wielka tragedia wojenna, przeniesiona następnie na ziemię wołyńską, a dokonana przez nacjonalistów ukraińskich.
Zarzut ten wymyślony i lansowany przez ukraińskiego profesora historii we Lwowie, Daszkewycza, brzmi następująco: „wyniszczenie ukraińskiej inteligencji na Chełmszczyźnie" i dotyczy lat 1942-1944.
Podstawą tego rodzaju twierdziła stała się lista Ukraińców straconych przez polskie podziemie, na terenie byłego powiatu hrubieszowskiego, zamieszczona w ówczesnym czasopiśmie ukraińskim „Wisti" nr 1 z dnia 30.IV.1944 r. (str. 10-13, AP w Lublinie). Lista ta została sporządzona prawdopodobnie przez Ukraiński Dopomohowy Komitrt (UDK) w Hrubieszowie. Pozostałe powiaty Chełmszczyzny: Tomaszów, Biłgoraj, Chełm, Krasnystaw, posiadają również podobne listy „straceń inteligencji ukraińskiej", ale już znacznie mniejsze.
Należy tu dodać, że w UDK ulokowane zostały wszystkie agendy hitlerowskiego terroru w postaci ukraińskich przybudówek: policji ukraińskiej, ortschutzów, oddziałów SS Galizien, ukraińskiej SD, bojówek upowskich, „Proświty" oświaty i szkolnictwa łącznie z gimnazjum i seminarium nauczycielskim, szkół wojskowych, przygotowującydi kadry dla opanowania niezwłocznie tej wspaniałej ziemi zamojsko - hrubieszowskiej.
Niezwykle zbrodniczą i ciemną kartą tegoż UDK było inspirowanie i kierowanie mało znaną akcją wysiedleńczą ludności polskiej, rozpoczętą na Hrubieszowszczyźnie i osiedlaniem w wysiedlonych wsiach elementu ukraińskiego.
Wspomniany zarzut Daszkewycza powtórzył jeszcze raz Adam Michnik w „GW", w artykule zamykającym jakby dyskusję o tragedii wołyńskiej, przez co można domniemywać, że jest zwolennikiem takiego poglądu bez znajomości szczegółowego problemu.
Aby ocenić wartość twierdzenia o wyniszczeniu inteligencji ukraińskiej na Chełmszczyźnie, wypada bliżej przyjrzeć się, kim byli ci ludzie, zaliczeni do ,jnteligencji" i za co zostali zlikwidowani wyrokami legalnej władzy Polski podziemnej na terbie powiatu hrubieszowskiego.
Niewątpliwie najznaczniejszą osobą z tej inteligencji był niejaki Mykoła Strutyński, przedwojenny polski szlachcic i adwokat, pochodzacy z województwa lwowskiego, oficjalnie szef Ukraińskiego Dopomohowego Komitetu, a faktycznie "hołowa" komitetu wysiedleńczo-nasiedleńczego. Dotychczas niektórzy nasi historycy temu przeczyli, jednak obecnie fakt ten został potwierdzony również przez stronę ukraińską.
Strutyński znalazł się na ziemi hrubieszowskiej dla jej spacyfikowania, wysiedlenia rdzennej ludnści polskiej i zasiedlenia wsi elementem ukraińskim, w myśl obłąkańczych zamierzeń hitlerowskich. Był on bezpośrednim wykonawcą polecń swoich przełożonych, na szczeblu wojewódzkim w Lublinie - Hołejki, a w gubernianym zarządzie Hansa Franka w Krakowie - Kubijowicza. W swoich raportach z realizacji akcji akcji wysieleńczej i do wspomnianych mocodawców żądał od nich broni, policji, żywności. Ze swej strony wskazywał na niedociągnięcia. Sugerował skuteczniejsze sposoby wykonania akcji wysiedleńczo - nasiedleńczej, przy czym mordował poprzez swoich siepaczy ludność zbiegłą lub uchylającą się od wysiedlenia. Został zastrzelony w Hrubieszowie na mocy wyroku władz podziemnych. Trzeba kategorycznie stwierdzić, że gdyby nie zdecydowany opór zbrojny ze strony polskiego podziemia w postaci likwidacji prowodyrów ukraińskich, byłych obywateli polskich, doszłoby do jeszcze większych ofiar...
Drugą osobą na wspomnianej liście został kpt. Jakiw Wojnarowski, podniesiony przez swoich biografów do stopnia pułkownika. Również i on urodził się na terenie województwa lwowskiego. Był oficerem Wojska Polskiego. Uczestniczył w wojnie polsko -bolszewickiej w 1920 roku, za którą był osobiście przez Józefa Piłsudskiego odznaczony i nagrodzony rewolwerem z dedykacją: Rewolwer ten stał się pośrednią przyczyną pacyfikacji i zagłady dużej liczby mieszkańców wsi Janki. Po wojnie w 1939 roku został wójtem w gminie Grabowiec. Podczas swojego urzędowania okazał się wyjatkowym polakożercą. Ponosi winę za zlikwidowanie bądź wysłanie do Oświęcimia inteligencji grabowieckiej. Współdziałał w zbrodniczej działalności policji ukraińskiej, a zwłaszcza z komendantem i późniejszym watażką upowskim niejakim Pawło Pilipczukiem ps. „Karpo", rodem z Sokalszczyzny, późniejszym mordercą zbiorowym kolejarzy i podróżnych kolejki wąskotorowej w Gozdowie. Musiał on znać działalność nacjonalistów ukraińskich w Bereściu, polegającą m.in. na przechwytywaniu podróżnych narodowości polskiej na drodze Grabowiec - Hrubieszów, grabieniu, a nastepnie mordowaniu ich w tak zwanej Dębince Beresteckiej. Z wójtostwa Wojnarowski awansował na szczebel powiatowy i został „referentem" wspomnianego UDK. Jako prawa ręka Strutyńskiego, zajmował się werbunkiem kandydatów na „mołojców" w dywizji SS „Galitzien'', pozostającej na całkowitym żołdzie Abwehry. Jednostka ta odegrała niepoślednią, zbrodniczą rolę również na Lubelszczyźnie. Obecnie nacjonaliści ukraińscy usiłują wymazać z życiorysów upowców przynależność do hitlerowskiego SS (np. E. Misiło). Wojnarowski poniósł śmierć we wsi Peresołowice z wyroku polskiej podziemnej władzy w wykonaniu jednostki bojowej AK "Żbika".
Z UDK zginał również mniej znany „inteligent", podreferent Timofij Stachurski i kilku urzędników szczebla gminnego.
Nastaną grupą osób zaliczanych według listy UDK do inteligencji byli nauczyciele ukraińscy, pospiesznie podkształcani w tzw. seminarium nauczycielskim w Hrubieszowie. W czasie swej pracy nieśli oni nienawiść ludności ukraińskiej do odwiecznych współmieszkańców rdzennie polskich wsi i podjudzali do mordów, chociaż jako „świadomi" swej roli oświatowej, zdawali sobie sprawę z nieuchronnego odwetu polskiego podziemia zbrojnego.
Najbardziej wpływową grupą zawodową, tym razem duchowną, byli niewątpliwie popi cerkiewni. Mieli oni szczególny wpływ na swoich wiernych, gdyż głosili kazania codziennie i mogli wnieść istotny wkład przeciwko nienawiści. Według listy UDK, zginęło ich kilku, chociaż tu należy podkreślić dobrą wolę oddziałów partyzantki polskiej. Dla przykładu takiej postawy warto przytoczyć akt nie zaogniania stosunków ludnościowych, kiedy to puszczono wolno popa Worobieja wraz z synem z osławionego Bereścia.
Podkreślić tu należy również okoliczność, że prawie wszyscy wyżej wymienieni "inteligenci" nie mieli nic wspólnego pochodzeniowo z Hrubieszowszczyzną. Na tę ziemię przywędrowali z terenów Galicji, a ściślej z Lwowszczyzny, dla zajęcia intratnych stanowisk i kariery. Mieli za zadanie wysiedlenie ludności polskiej i nasiedlenie elementu ukraińskiego. Gdy zamysł tai nie udał się, przystąpiono do totalnego niszczenia. Tym razem już poprzez bojówki upowskie przesunięte z Wołynia i Galicji, po rozprawieniu się z ludnością polską z tamtych terenów.
Bezpośrednimi wykonawcami poleceń hitlerowskiej administracji okupacyjnej, a pośrednio ukraińskich nacjonalistów, byli niewątpliwie wójtowie ukraińscy. Mieli oni istotny wpływ na to, co się dzieje na terenie ich działania i mogli łagodzić, a także nie dopuszczać do zadrażnień i swawoli pracowników, pozostających pod ich nadzorem służbowym lub prywatnym. Niestety, większość z nich działała z całą premedytacją na szkodę ludności polskiej, jak na przykład Jarosz, a później Sznajder z gminy Mołodiatycze. Ten ostatni był osobistym wrogiem znanego partyzanta, oficera zawodowego, pochodzącego z Uchań - „Ciąga", którego usiłował zlikwidować lub przekazać hitlerowcom. Obaj wspomniani wójtowie ponieśli śmierć z wyroku władzy podziemnej. Ale wśród tej grupy osób znaleźli się wójtowie, którzy zrozumieli bezsens wzajemnego wyniszczania się i do takich należy zaliczyć wójtów z gmin Horodło i Moniatycze. Za swoją rozumną działalność otrzymali, jak na warunki wojenne, wysoką ocenę, zapisaną w polskiej literaturze dotyczącej okupacji, a mianowicie w raporcie dowództwa partyzanckiego z powiatu hrubieszowskiego "nie dotknięte jeszcze żadną większą akcją są dwie gminy: Horodło, Moniatycze a to dzięki w głównej mierze tamtejszym wójtom - Ukraińcom, którzy z narażeniem się własnym nie dopuszczają do żadnych konfliktów". Na marginesie tego stwierdzania zapisana jest również laurka prof. Mańkowskiego: „To ostatnie zdanie zasługuje na podkreślenie. W ferworze walki, a również w powojennej literaturze przedmiotu zupełnie zapomniano o tego rodzaju szlachetnych czynach Ukraińców - ludzi wielkiego serca i odwagi**.
Stwierdzenia tego rodzaju świadczą o tym, że była możliwość uniknięcia w znacznym stopniu eskalacji wzajemnych walki i „wyniszczania inteligencji ukraińskiej".
Osobną grupą ludzi likwidowanych z wyroków sądów polskiego podziemia byli ukraińscy sołtysi. Działali oni najczęściej na własny rachunek i byli z własnej inicjatywy donosicielami, sołtysami, informatorami o miejscu zamieszkania ukrywających się ludzi lub czynnych członków ruchu oporu.. Do takich należał niewątpliwie sołtys z osławionego Bereścia, niejaki Podolak. W czasie pacyfikacji niemieckiej wsi Korytyna i Józefin osobiście wskazywał on hitlerowskiej ekspedycji karnej miejsca zamieszkania zadenuncjonowanych osób. Osoby te zostały natychmiast rozstrzelane. Podolak za swój zbrodniczy czyn poniósł później śmierć, przed tym jednak usiłował wykupić się plikiem banknotów okupacyjnych. Jest również zamieszczony na liście UDK jako ."niewinny" Ukrainiec.
Następną, ale tym razem okrutną, grupą likwidowanych osób byli policjanci ukraińscy na służbie hitlerowskiej, umieszczani na posterunkach przy urzędach gminnych, o tyle niebezpieczni, że posiadali nowoczesną broń niemiecką, środki lokomocji, linie telefoniczne i pozostawali pod ochroną jak osoby narodowości niemieckiej.
Zostali oni w pewnym stopniu wyszkoleni fachowo i politycznie w kierunku ślepego wykonywania poleceń, a nazbyt często z własnej inicjatywy mordowali niewinnych polskich mieszkańców z byle powodu lub dla zaspokojenia instynktów zabójczych. Tego rodzaju element przestępczy przeszedł następnie po klęsce niemieckiej na wschodzie do bojówek, tym razem upowskich.
Stali się oni trzonem watah i zapisali się szczególnie okrutnie dla regionu Hrubieszowskiego. Wielu z tych „bojowców" poległo w bezpośrednich walkach z partyzantką BCh i AK i stanowią poważną liczbę osób zamieszczonych na liście UDK, jako „wyniszczeni" inteligenci Chełmszczyzny.
Dużą liczbą poległych, zamieszczonych na omawianej liście, byli tzw. „mężowie zaufania'* i "świadomi'' Ukraińcy, rdzenni mieszkańcy Hrubieszowszczyzny, ale już pozostający pod wpływem nacjonalizmu ukraińskiego. Wysługiwali się okupantowi hitlerowskiemu, a następnie sowieckiemu i całemu zbrojnemu ruchowi upowskiemu już po wojnie. W większości wypadków likwidacji nacjonalistów jeszcze obecnie można odnaleźć dokumenty, świadków, wykonawców wyroków śmierci i uzasadnienia.
Oczywiście, duża ilość ludności ukraińskiej, niezaangażowana po żadnej stronie, mogła ulec zagładzie zupełnie przypadkowo lub w odwecie ze strony poszczególnych członków oddziałów partyzanckich, którzy mieli osobiste powody, a uratowali się od zagłady lub po stracie swoich najbliższych rodzin na Hrubieszowszczyźnie lub Wołyniu jak np. oddział „Kozaka".

Trzeba kategorycznie stwierdzić, że gdyby nie zdecydowany odpór zbrojny ze strony polskiego podziemia w postaci likwidacji prowodyrów ukraińskich, byłych obywateli polskich, doszłoby do jeszcze większych ofiar zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej. Wykorzystywanie faktów odwetu do budowania kłamliwych teoryjek "historyków" zza Buga o winie strony polskiej przypomina ludowe ukraińskie powiedzenie - „pop swoje, czort swoje". Dziwić się należy, że na takim poziomie naukowym rozpowszechniane są jeszcze dzisiaj i podsycane opinie nacjonalistyczne ukraińskie o tragedii tamtych już odległych czasów. Problem zagłady wielu setek tysięcy ludności polskiej i ukraińskiej również nie znalazł właściwego naświetlenia i zbadania. Ostateczne ustalenia win obustronnych jest sprawą niezwykle konieczną, również na szczeblach rządowych, dla przerwania raz na zawsze niepotrzebnych dyskusji domorosłych historyków**.
Istnieją dziś instytucje rządowe, zakłady naukowe niezwykle rozbudowane, towarzystwa naukowe regionalne i ogólnopolskie, całe rzesze łudzi zawodowo przygotowanych do pracy nad historią tamtych czasów, duże zasoby archiwalne (UOP, AP, relacje, wspomnienia w zbiorach prywatnych, publikacje prasowe i literatura), żyje jeszcze wielu świadków, mogących wnieść autentyczną wiedzę i osobiste przeżycia dla zbadania wydarzeń jednostkowych i całościowych problemu rzezi ludności polskiej i ludobójstwa.

 

J. Waż. (Przedruk z Tygodnika Polski Wschodniej 1996 r.. 

 

Pogrzeb Nyskoszapki, wójta gminy Grabowiec zabitego z wyroku AK za gorliwą współpracę z niemieckim okupantem

 


Żandarmeria ukraińska i polscy policjanci granatowi w Grabowcu (przed młynem) przed wyjazdm na kolejną akcję bojową.