Warto przeczytać..

Z doświadczeń wynika, że rządzący państwem polskim, od początku jego dziejów, mieli problem z uzasadnieniem swojego wyłącznego prawa do sprawowania władzy nad zasiedlonym przez przodków terytorium. Wynikało to w dużej mierze z asymetrii sił i ograniczonych możliwości, a także dystansów cywilizacyjnych. Często odwoływano się do protekcji zewnętrznej, gdyż bez niej niemożliwe było sprawowanie jakiejkolwiek realnej władzy. Obecnie pojawia się także wiele pytań w przestrzeni publicznej, kim są ludzie tworzący w Polsce kolejne rządy. Czy reprezentują oni interesy polskie, czy też są przedstawicielami obcej agentury?

Koncentracja bogactwa społecznego…

w rękach nielicznych, co stało się nieuchronnym produktem neoliberalnego modelu globalizacji, stworzyła nową jakość międzynarodowych zależności. Obecnie to już nie same mocarstwa pretendują do uzależniania państw mniejszych i słabszych. To potęga globalnych koncernów ogranicza realną władzę rządzących. Stają się oni marionetkami w grze interesów wielkiej oligarchii, w której prym wiodą multimiliarderzy, często przyznający się nie do narodowej, lecz do kosmopolitycznej proweniencji. Skorumpowane i wystraszone elity państw podrzędnych, przede wszystkim niekompetentne i nieprzygotowane fachowo do obrony swoich racji, ulegają zjawisku znanemu od starożytności.

Jest to klientelizm, który oznacza trwałą tendencję do kształtowania układów zależności hierarchicznych, występujących w różnych epokach, od niewolnictwa, poprzez feudalizm po kapitalizm oraz w różnych odmianach ustrojowych. W procesie historycznym zmieniały się formy i środki oddziaływań patronów na klientów, hegemonów na satelitów, opiekunów na podopiecznych, ale istota patronażu czyli powiązań personalnych, biurokratycznych, wojskowych i gospodarczych pozostawała niezmienna. Klientelistyczne praktyki zawsze pociągały za sobą budowanie zależności decyzyjnych, co w przypadku relacji międzypaństwowych, a także międzybiznesowych skutkuje wpływem i kontrolą silniejszego nad słabszym, a w skrajnych przypadkach stosowaniem ukrytych i jawnych form przymusu.

Istotą klientelistycznych zależności jest podporządkowanie instytucji i działań państwa partykularnym celom ekonomicznym, wojskowym i politycznym potężnych grup interesu. Państwo rezygnuje ze swoich funkcji regulacyjnych na rzecz ochrony interesu prywatnych korporacji. Demokracja liberalna zamiast chronić przed taką patologią, sprzyja degeneracji  polityki. Widać to najlepiej na przykładzie Stanów Zjednoczonych, które pozostają dla wielu naiwnych Polaków ciągle nieomylnym i niedoścignionym wzorem.

Tragedia polskich rządów ostatnich trzech dekad sprowadza się do tego, że nie były one w stanie określić wyraźnej granicy między subordynacją a koordynacją w stosunkach Polski z USA. Amerykański patron stał się wyrocznią we wszystkich sprawach związanych z transformacją ustrojową. Jak przystało na hegemona, jego wpływ szczególnie zaważył na usytuowaniu Polski w układzie geopolitycznym Zachodu i Rosji.

Klientelizacja Polski

Z wdzięczności za „opiekę” warszawskie kręgi władzy, niezależnie od ideowej proweniencji, dokonały „samozhołdowania” wobec Ameryki. Wyraża się to nie tylko w hołubieniu kolejnych amerykańskich ambasadorów nad Wisłą, ale przede wszystkim w bezgranicznym zaspokajaniu żądań amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Zawieranie kontraktów na wielomiliardowe zobowiązania idzie w parze z nagminnym lekceważeniem procedur przetargowych. Jeśli jest inaczej, to opinia publiczna powinna o tym wiedzieć. Jawność informacji jest przymiotem rządów demokratycznych. Jeśli informacje są niedostępne lub świadomie ukrywane, mamy do czynienia z państwem mafijnym.

Żenująca i straceńcza nadgorliwość polskich polityków wobec Kijowa także była motywowana chęcią przypodobania się kręgom amerykańskich opiekunów. Windowanie wydatków zbrojeniowych do niebotycznych rozmiarów, na pewno nadmiernych w stosunku do możliwości i wyrzeczeń społecznych, to wynik pogardy dla potrzeb obywateli, wbrew patriotycznej tromtadracji i faktom. Utopiona w zależnościach atlantyckich Polska nigdy nie wydostanie się na pozycję samodzielnego i asertywnego gracza. Kompradorskie elity, żyjące złudzeniem trafności i skuteczności swoich działań, z pewnością do tego nie dopuszczą. Zawsze przecież mogą sięgać do wsparcia stacjonujących w Polsce sojuszniczych „legionów”.

Trzeba tu zauważyć, że klientelizacja ma także drugą stronę. Oprócz dewastowania autonomii decyzyjnej  oznacza szansę na zdobycie przy pomocy możnego protektora wyższej pozycji w rankingu reputacji państw, podbudowania prestiżu czy zdobycia dostępu do określonych dóbr. W kalkulacjach polskich elit politycznych, i tych o pochodzeniu posolidarnościowym, i tych o proweniencji pokomunistycznej, chodziło właśnie o uwiarygodnienie się w oczach nowego protektora, zdobycie jego zaufania, a przede wszystkim roztoczenia opieki, która okazała się niezwykle kosztowna. Odnosi się wrażenie, że dzisiejsza Polska jest mniej suwerenna i niezależna niż w czasach „realnego socjalizmu”.

Rządzący Polską wywodzą się z dwu głównych rodowodów – posolidarnościowego i pokomunistycznego – choć dominujący POPiS zmarginalizował środowiska poperelowskie. W obu przypadkach na politykach tych formacji spoczywa grzech pierworodny transformacji ustrojowej.  Zamiast bowiem starać się zdiagnozować własny interes narodowy i bronić go w zderzeniu z drapieżnym kapitałem Zachodu, wszyscy gremialnie poszli na łatwiznę, wybierając nowych protektorów i oddając im za bezcen majątek narodowy. Jak pisze Witold Modzelewski, „rękami tych polityków likwidowano kolejne działy gospodarki, bo stanowiłyby konkurencję dla zachodnich koncernów”. Polska stała się „liderem działań na własną szkodę”, wygląda na to, że „tej pozycji nikt nam nie odbierze” (Polska-Rosja. Koniec „naszej wojny”, t. 11, lata 2023-2024, Warszawa 2024).

Ten stan dobrowolnej submisji wobec obcej protekcji trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Wyraża się on w bezdyskusyjnej aprobacie zachodnich rozwiązań ustrojowych i ich uzasadnień ideologicznych,  w gorliwym popieraniu imperialistycznych „wojen Zachodu”, wysyłaniu swoich żołnierzy do ataku na Afganistan czy Irak. Milczenie i amnezja towarzyszą obecnie tym skompromitowanym „wyprawom”, a ich bilans zysków i strat pozostaje nieznany.

Społeczeństwo, a przynajmniej jego „oświecone” części, nie jest jednak ślepe na błędy i obojętne wobec narastających kosztów, wynikających z klientelizmu i serwilizmu władz. Kolonizowanie przez nie własnego narodu musi się kiedyś skończyć wielkim buntem. Poza tym alienacja elit politycznych, którą obserwujemy w Polsce,  nie jest zjawiskiem nowym. Ma też swoje ograniczenia czasowe, wynikające choćby ze społecznej cierpliwości. Gdy zostanie przekroczona granica racjonalności w procesach samosatelizacji, dojdzie do społecznego wrzenia, jak to już nieraz w historii bywało. Taki jest bowiem instynkt samozachowawczy narodu polskiego. Stanie się to zwłaszcza wtedy, gdy załamie się wydolność gospodarcza i nastąpi degradacja pozycji społecznych (materialnych) obywateli. W mediach społecznościowych, które stały się dogodnym kanałem przekazu nastrojów, można odczuć coraz większe niezadowolenie z narastającej relatywizacji wszystkich wartości politycznych, demontażu instytucji publicznych, ogłupiania własnego narodu i prowadzenia polityki przez błaznów z obcego nadania.

Poddawanie się instruktażowi zewnętrznemu i brak odwagi w obronie swojego interesu ze szczególną jaskrawością ujawniły się po wybuchu wojny na Ukrainie. W odruchu naiwnej solidarności wpuszczono do kraju, poza wszelkimi procedurami kontroli i rejestracji, masy uchodźców wojennych i ludzi o nieznanej proweniencji. Z obserwacji wynika, że z tej okazji skorzystali najbardziej przedsiębiorczy obywatele Ukrainy, dla których Polska stała się przystanią  w korzystaniu z dogodnych warunków bogacenia się (wykup mieszkań, zwolnienia z podatków, dotacje i zasiłki, przywileje socjalne, darmowe usługi i preferencje)...

Cały artykuł >>https://myslpolska.info/2024/12/15/bielen-klientelizm-patologia-czy-norma/