Nawigacja
Bolesław Czata - RELACJA 2 - Spotkanie partyzantów

 


 

SPIS TREŚCI

Strona tytułowa i słowo wstępne
Józef Kus - Księgi miejskie Grobowca (l643-1811)
Bolesław Czata - Relacje z okresu II wojny światowej 1939-1945 - Wstęp
RELACJA 1- Do ziemskiego piekła przez Trawniki na Majdanek w Lublinie
RELACJA 2 - Spotkanie partyzantów
RELACJA 3 - Dramat
RELACJA 4 - Pacyfikacja Grabowca i okolic
RELACJA 5 - Polowanie - rok 1945
Załączniki 1-5 - Uwagi recenzyjne
Elżbieta Widyma - Słownik pojęć z zakresu gwary lokalnej




Bolesław Czata
RELACJA 2  - Spotkanie partyzantów


Zgrupowanie im. Aleksandra Newskiego w sile około 380 partyzantów pod dowództwem mjra Wiktora Karasiowa w nocy z 4 na 5 kwietnia 1944 r. w niepełnym składzie sforsowało Bug między miejscowościami Hostynne i Uchańka w powiecie hrubieszowskim. Partyzanci radzieccy korzystali z pomocy kompanii AK dowodzonej przez por. Stanisława Witamborskiego ps. Mały. W skład zgrupowania wchodziły oddziały dowodzone przez lejtnantów: Batiana, Borysa Salimonowa i Lapuszkina, pododdział zwiadowców por. Stanisława Wróblewskiego ps. Stanisław i pododdział minerski lejtnanta Obodowskiego. Partyzanci byli doskonale uzbrojeni. W okolicy Trzeszczan drogę zagrodzili im Niemcy i rozpoczęli atak od strony Drogojówki. Walka trwała około dwóch dni. W toczącej się bitwie wzięli udział polscy partyzanci: oddział „Żbika" (Wojciecha Szarzyńskiego) i oddział „Poleszuka" (Stanisława Lambarto). Niemcy ponieśli duże straty. Na minach założonych przez partyzantów radzieckich, wyleciało w powietrze kilka niemieckich samochodów. Z 7 na 8 kwietnia partyzanci radzieccy wycofali się nocą do Czechówki z 9 rannymi. Dowódca placówki AK w Siedlisku koło Grabowca por. Paweł Runkiewicz ps. Czarny postanowił skontaktować się z tym zgrupowaniem i zaopiekować się rannymi. Z 8 na 9 kwietnia z kilkoma furmankami wyruszyło około 40 pieszych partyzantów. Zatrzymaliśmy się koło młyna w Tuczępach. Nasz dowódca posłał dwóch partyzantów bez broni, tamci zrobili to samo. Po chwili zobaczyliśmy, jak rzucają czapki w górę na znak, że możemy dołączyć. Na powitanie nas wyszedł major Karasiow. Nasz komendant zarządził: prezentuj broń, orkiestra wojskowa tegoż zgrupowania zagrała marsza. Wzruszenie było wielkie. Na komendę: spocznij partyzanci wymieszali się, kurczowe uściski dłoni, pocałunki, zgromadzona ludność ocierała łzy z oczu, łzy radości. Młodzież, dzieci, starcy, partyzanci radzieccy i polscy tworzyli jakby jedną rodzinę. Gospodynie usiłowały zapraszać przybyszów na posiłek, czego właściwie regulamin majora Karasiowa zabraniał, żeby partyzanci nie rozpraszali się. Jednak zwyczaj staropolskiej gościnności brał górę. Wystawiano wartę przed domem, gdzie goszczono przybyszów, żeby w razie alarmu dawała znać. Alkohol nie musiał być, ale jak już był, to tylko symbolicznie Wszystkich ogarnęła jakaś euforia. Tego dnia Czechówka była inna. Co mogło się stać każdej chwili w tamtych czasach, trudno było przewidzieć.
Przetrwała, żyje! Czasem ktoś wspomni o legendarnym majorze... dowódcy uzgodnili, że zaopiekujemy się 9 rannymi, gdyż zgrupowanie musi być w ciągłym ruchu, bo trapią go myśliwce niemieckie. W razie wykrycia, bombardują i podpalają wsie z samolotów. Nasz dowódca por. Paweł Runkiewicz ps. Czarny za opiekę nad wyżej wspomnianymi partyzantami od majora Karasiowa otrzymał w prezencie 14 karabinów, 2 karabiny maszynowe typu Diektiariew, granaty, sporo amunicji, parę kilogramów trotylu, kilka pistoletów. Pamiętam, jak komendant nasz, pierwszy karabin wziął z rąk majora Karasiowa i ucałował. Choć przysłowie mówi: kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, w tamtych czasach nie było ono aktualne, gdyż w obozach dymiły kominy, dzień i noc bezlitośnie spalając ludzkie ciała różnych narodowości.
Partyzanci radzieccy na początku byli leczeni w Siedlisku w majątku Józefa Tuszowskiego. Po tygodniu przewieziono ich do Franciszkowa koło Rogowa do Józefa Gryna. Niestety, pomimo że od razu w Siedlisku był lekarz medycyny Cygańczuk, farmaceutka Michalina Brykalska ps. Morfina i sanitariuszka Halina Horwat ps. Kazik, jeden partyzant zmarł, a drugiemu amputowano nogę powyżej kolana. Niektórzy też byli ciężko ranni, jednak ofiarność tegoż personelu sprawiła, że doszli do zdrowia. Ciężej ranny Artiom i Alosza po zapaleniu płuc, zostali w Siedlisku do końca wojny, inni dołączyli do swego zgrupowania, które poszło w lasy janowskie.
Wrócę do farmaceutki Michaliny Brykalskiej. Pani Michalina i jej mąż Adam, byli przed wojną właścicielami apteki w Grabowcu. Już w październiku 1939 r. magister Adam Brykalski, brat jego Władysław magister chemii, Feliks Boczkowski Radca Ministerstwa Skarbu, ksiądz proboszcz i reszta inteligencji osady Grabowiec wstąpi do organizacji ZWZ. Niestety, wszyscy zostali aresztowani przez gestapo.<>

W lutym 1942 r. Grabowiec został wysiedlony. Schwytaną ludność osadzono za drutami w Zamościu, młodych systematycznie wywożono do Niemiec, starszych na stracenie do Oświęcimia. Tak zginęła też moja matka. Na Grabowiec nasiedlono ludnością ukraińską z Cieszyna, powiat Zamość. Do Cieszyna nasiedlono Niemców tak zwanych Czarnych.
Życie Pani Michaliny Brykalskiej w Grabowcu stało się zagrożone. W porozumieniu z dowódcą AK w Siedlisku porucznikiem Pawłem Runkiewiczem ps. Czarny upozorowano napad na aptekę i zabrano większość lekarstw, które rozlokowano w placówce w Świdnikach i Siedlisku. Teraz farmaceutka Michalina Brykalska ps. Morfina była bardzo zagrożona ze strony Niemców i policji ukraińskiej która współpracowała z Niemcami.
W tamtych czasach dymiły piece krematoryjne w obozach zagłady spalając ciała kilkunastu narodowości nie wyłączając Ukraińców którzy nie poszli na współpracę z Hitlerem, który obiecując wolną Ukrainę jednocześnie głosił hasła: uber uber alles. W południowo wschodniej Polsce udało się Niemcom skłócić Ukraińców i Polaków manipulując różnymi przesiedleniami i wywózką Polaków do obozu w Zamościu. To zmusiło Polaków do samoobrony, co doprowadziło do przelewu krwi. Nienawiść Ukraińców do Polaków i odwrotnie potęgowała się, mieszkający przez miedzę od niepamiętnych czas Polacy i Ukraińcy stali się wobec siebie zaciętymi wrogami. Niewątpliwie był to bezsens, na którym Niemcy korzystali.
Ale wrócę do Pani Michaliny Brykalskiej ps. Morfina. Na jakiś czas ulokowała się w Bończy pow. Krasnystaw u kuzyna w leśniczówce. Tam opiekowała się rannymi partyzantami radzieckimi i polskimi. W lasach bonieckich kwaterowały silne oddziały radzieckie z którymi AK miało kontakt. W niezapamiętanym przeze mnie czasie wróciła do Świdnik. Tutaj szkoliła sanitariuszki w dwóch placówkach: Grabowcu i Świdnikach. Opiekowała się rannymi partyzantami radzieckimi aż z Azerbejdżanu z Baku, których po bitwie pod Uchaniami przejęła placówka AK w Siedlisku, gdyż zgrupowanie majora Karasiowa poszło w lasy janowskie, ciągle nękane przez Niemców z samolotów.
Michalina Brykalska woziła lekarstwa z Lublina i Warszawy. Jednego razu prosiła żandarma niemieckiego na dworcu głównym, że jej kupił bilet na pociąg, bo była duża kolejka przy kasie, żandarm sprawdził jej dokumenty i powiedział: Grabowiec dort sind alle Banditen... tzn. Grabowiec, tam są wszyscy bandyci. Szczęśliwie dał spokój i wróciła do placówki po spełnieniu zadania. Po prostu musiała tak postąpić, obawiała się, że jak pociąg odjedzie, a na peronie zrobi się pusto, mogą żandarmi skontrolować bagaże, w których pomiędzy lekami było sporo opatrunków.
Od chwili utraty męża całkowicie oddała się pracy w konspiracji.
Do relacji dołączam pamiątkową tablicę z nazwiskami kilkunastu patriotów osady Grabowiec, w tym męża pani Michaliny Brykalskiej ps. Morfina. Tablica jest umieszczona w kościele w Grabowcu lewej stronie.
Piękną myśl zrealizowało społeczeństwo Grabowca budując pomnik żołnierzom września 1939 r. pomordowanym przez wojska sowieckie, gdzie w rocznicę odprawia się Msza św. Życzyłbym sobie i mieszkańcom osady, by w przyszłym roku i latach następny w rocznicę śmierci Feliksa Boczkowskiego, pierwszego straconego w Oświęcimiu 17 IX 1942 r. odprawiała się Msza święta za dziesięciu patriotów osady Grabowiec, którzy są wypisani na tablicy w kościele. Msza z udziałem dziatwy szkolnej, społeczeństwa i byłych żołnierzy podziemia, którzy przyjdą pochylić przed Nimi sztandar upamiętniający tamte wydarzenia.
Brat Józef zginął z rąk NKWD z udziałem UB w 1945 r. Epopeja Józefa rozpoczęła się w 1939 r. w Chorzowie przy granicy z III Rzeszą przy obsłudze działka przeciwpancernego.
Przy naporze czołgów i samolotów udało się dywizji wycofać w lasy tomaszowskie z nadzieją, że tam stawi ona opór Niemcom. Nietety, 17 IX 1939 r. Sowieci zadali dywizji cios w plecy. Zrozpaczone wojsko chciało walczyć, ale zwyciężył rozsądek dowódcy dywizji, postanowił nie przelewać krwi i wydał rozkaz demobilizacji, z myślą że krew żołnierska przyda się w innych okolicznościach.
Zgodnie z regulaminem brat wymontował zamek z działka i ukrył ziemi. Zdobył cywilne ubranie, ale za duże i porwane. Na koniu ruszył w kierunku domu. Po drodze zobaczył stojącego w ogrodzie stracha na wróble. Zorientował się, że nie ma czapki na głowie, zabrał ią strachowi, ale była dziurawa, tak że włosy mu wystawały. Po jakimś czasie natknął się na Niemców i Sowietów rozkosznie gwarzących ze sobą, którzy zaczęli pokazywać go palcami i śmiać się z takiego jeźdźca. Brat opanował się i nie oglądając się za siebie uciekł. W ten sposób zdezorientował Niemców i uniknął niewoli.
Na widok syna matka chwyciła za te łachmany i po prostu ściągnęła go z konia, wzięła w objęcia ze słowami: Józiu, a gdzie Miecio? Mamo - odpowiedział - nie wiem, ja ledwie uciekłem z tego piekła. Kto wie? Może Miecio już spał snem wiecznym na polach podwarszawskich bitew?... z wojny nie wrócił? Potem dowiedzieliśmy się, że brat Czesław zginął w 1939 r. w obronie Warszawy.
Józio w domu nie mógł sobie znaleźć miejsca, czuł się mocno upokorzony. Wczoraj jeszcze pogromca czołgów germańskich a dziś z niczym. Dogadał się z kilkoma ludźmi, m. in. Józefem Śmiechem, który też wrócił z wojny, a mieszkał o miedzę z nami. Wtajemniczyli brata Władysława i kilku zaufanych chłopców. Przy zaciemnionych oknach postawili krzyż i złożyli przysięgę na wierność Bogu i ojczyźnie wstępując do organizacji ZWZ. Z czasem dołączyłem ja i jeszcze trzech braci. Bracia to już po wysiedleniu Skierbieszowa, gdy poszliśmy na tułaczkę.
Józef Śmiech to późniejszy porucznik o pseudonimie Ciąg. Dość głośno o nim było na Zamojszczyźnie. Po wojnie więziony na Zamku w Lublinie i Wronkach, po wyjściu odznaczony krzyżem Virtuti Militari 3 klasy przez dow&´dztwo Armii Krajowej na emigracji w Londynie, awansowany do stopnia majora.
Jak wyżej wspomniałem, zostaliśmy wysiedleni. Matka dostała się do Oświęcimia, gdzie zginęła 15 marca 1943 r., numer obozowy więźniarki 26845. Odtąd każdy z nas ratował się na własną rękę. O tym można by pisać bardzo d Dla nas ważne było to, że od listopada do kwietnia daliśmy radę sk centrować się wokół innego dowódcy w hrubieszowskim, u poru nika Pawła Runkiewicza ps. Czarny w Siedlisku koło Grabów Ojciec wynajął się jako ogrodnik, z czasem i nam dziedzic powy biał kenkarty pracy. Najmłodszy brat, 16-letni Zdzisław, przybył nas około 15 kwietnia 1943 r. Uciekł od folksdojcza z Sitna, który schwytał go, gdy niósł do matki za druty do Zamościa zawiniątko z chlebem. Po zameldowaniu komendantowi placówki o przybyciu brata, komendant obejrzał go, porozmawiał, po czym nastąpiła ceremonia zaprzysiężenia. Otrzymał pseudonim Skowronek, bo przyszedł do nas w kwietniu. Komendant uroczyście włożył mu na szyję jakiś tam karabin, uśmiechnął się zapewne dlatego, że miał możliwość podać rękę zagubionemu chłopcu. Młodziutki partyzant stał i myślał sobie - wczoraj niewolnik, a dziś pan swojego losu. Powitamy uściskami ocknął się i zaczął się śmiać, miał łzy w oczach - łzy radość Brat Antoni zimę przetrwał u rodziny w Hostynnym, miał wówczas 18 lat, zaprzysiężony z podobnym ceremoniałem.
Brat Władysław usiłował przerzucić matce żywność za druty, stał schwytany. Widząc, co się tam działo, zaryzykował ucieczkę. P wpędzaniu ludzi na ciężarówkę do Oświęcimia, sprytnie włączył do tej grupy, a za bramą zeskoczył, co było wielkim ryzykiem. Bardzo groźny żandarm nazwany przez więźniów Ne, ogłosił, że zastrzeli brata. To jakoś wyniosło się z obozu. Przy spotkaniu często ktoś pytał: To ty żyjesz? Mówią, że ciebie zastrzelił kat Ne.
Po różnych perypetiach, skoncentrowani w pięciu w Siedlisku w AK u porucznika Pawła Runkiewicza ps. Czarny przetrwaliśmy wojnę.
Niestety, nie wszyscy. Jak wyżej wspomniałem: Józef zginął z rąk NKWD w 1945 r., Mieczysław w 1939 r. na wojnie, matka w Oświęcimiu, wywieziona w czasie wysiedlenia Skierbieszowa w 1942 r.
Z życia placówki AK w Siedlisku
Dowódca nasz, por. Paweł Runkiewicz ps. Czarny, magister prawa bvł wspaniałym człowiekiem, wczuwał się w każdego żołnierza. Kompania nasza składała się z różnych ludzi, w dużej mierze z uciekinierów w czasie wysiedlania wiosek. Często wypadało uciekać z zatoczenia, półnago. Ludzie po prostu zostawali bez warunków do życia. Niektórzy przybywali z rodzinami, jak np. Stanisław Kodeniec Stanisław Swatko, Olech Kodeniec, Antoni Jabłoński, Edward Swatko i inni. Były duże trudności z mieszkaniami. Dowódca placówki z właścicielem majątku Józefem Tuszowskim martwili się, gdzie tych ludzi ulokować, wciskano po dwie rodziny tymczasowo w jednym pomieszczeniu. Naprędce pobudowano dom, wykorzystano nawet podpiwniczenia. Życie wysiedlonych było trudne. Dziedzic tym ludziom powyrabiał kenkarty pracy, po części fachowe, murarzy, cieśli. Ojciec mój był ogrodnikiem, ja jako pomocnik. Nie było lekko pogodzić obowiązki w podziemiu z pracą w ogrodzie, ale ojciec to rozumiał.
W Siedlisku mieściła się część kompanii, reszta była zakonspirowana po wioskach: Grabowiec, Wolica, Skomorochy, Góra Grabowiec, Bronisławka.
Jak już wspomniałem, dowódca znał trudności swych żołnierzy podziemia. A że czasem za jakieś przewinienie trzeba było kogoś skarcić, to nic dziwnego. Podlegaliśmy pod dowództwo wojskowe na emigracji. A działaliśmy w kraju okupowanym przez hitlerowców, byle jaka lekkomyślność mogła prowadzić do nieobliczalnych skutków.
Ponowne spotkanie
Po dwunastu latach do Grabowca przyjechał jeden partyzant radziecki, o którym wyżej wspominałem, aż z Azerbejdżanu z Baku, nazwiskiem Artiom Kokrzajew, z wykształcenia inżynier geologii i naftowiec. Później był jeszcze kilka razy, dzisiaj już nie żyje. Przyjeżdżał do partyzantów z wyłącznie koleżeńskich pobudek. Władze Grabowca przyznały mu tytuł honorowego obywatela osady Grabowiec. Często mówił: Grabowiec to moja druga ojczyzna, przeżyłem z wami dużo i nigdy wam nie zapomnę, żeście się nami zaopiekowali w tak ciężkiej chwili w naszym życiu. Był człowiekiem wierzącym.
Jakoś tak się złożyło, że byłem w bliskiej zażyłości z Artiome Kokrzejewem.
Do powyższej relacji dołączam list pisany do mnie przez kolegę Artioma, jeden z wielu, które otrzymałem. Pisał nie tylko do mn Przedstawia on, jak koszmar wojny potrafił łączyć ludzi w wal w słusznej sprawie o wolność. List ten jest warty uwagi, gdyż pok żuje, jak warunki wojny zmusiły partyzanta do opanowania języ] polskiego we względnie krótkim czasie.
Wspomnę, że gdy dowódca zgrupowania major Wiktor Karasiow po dwunastu latach przejeżdżał szlakiem swej wojennej tułaczki, chłopcy, co wówczas mieli po 10-12 lat i z ciekawości zaglądali m jorowi w oczy spod daszka czapki, dziś zasiedli do stołu ze starszyi partyzantami by wznosić toast za tamto spotkanie...
Relacja ta niech świadczy, że AK walczyło wspólnie z partyzantmi radzieckimi przeciwko hitlerowcom, pomimo że w 1939 r. Hitler i Stalin dokonali czwartego rozbioru Polski. Nasuwa się myśl: Oświęcim, Majdanek, Katyń, Ostaszków i inne...
Cytuję wiersz Marii Konopnickiej:
Groby Wy nasze Ojczyste Groby Wy życia pełne Mogiły Wy nie Ołtarze próżnej żałoby Lecz Twierdzą Siły...
Oby Bóg sprawił: by pamiątki drugiej wojny światowej - te spis ne i te zbudowane - przyczyniły się do pojednania młodych pokoleń by zrozumiały, że przemoc rodzi przemoc i nic poza tym. Młodzi nie wiedzą, że w czasie pierwszej wojny światowej były przypadki,: ludzie suszyli perz i męłli na mąkę, by w ten sposób ratować się śmierci głodowej.
Napisałem ten pamiętnik z myślą, aby już nigdy nie powtórzyły się ofiary, jak te z drugiej wojny światowej, a dla potomnych nauka i przestroga były siłą gruntowania porozumienia i braterstwa miedzy narodami.


Góra ^

 

´